piątek, 14 marca 2014

Pamiętnik Renesmee Wpis ll
Rozdział 7
       Wróciłam do domu. Do naszego domu. Wiedziałam już, że Jacob umrze. Przeze mnie… Tak mało chwil spędziliśmy razem. Pragnęłam się wyprowadzić, jak najdalej od tych bolesnych wspomnień. Wspomnień o naszym nieudanym ślubie, o depresji Jacoba i w końcu o jego śmierci. Życie bez niego nie będzie  miało dla mnie sensu. Z chęcią poszłabym do Volturi i poprosiła o śmierć. Jednak to miała być dla mnie kara. Życie bez Jacoba to najdotkliwsza kara jaka mnie mogła spotkać. Wiedziałam, że na to zasłużyłam. Powoli zaczęłam się pakować. Nie wiedziałam gdzie pojadę. Może na Antarktydę, może do Afryki. Było i wszystko jedno. Mogłam nawet zamieszkać pod wodą. No więc jak mówiłam zaczęłam powoli pakować swoje rzeczy rozmyślając. Gdy już skończyłam wyszłam z domu i ujrzałam przed nim Edwarda. Nie zauważyłabym go pewnie, gdyby nie stał w słońcu.
-Ness… Znów chcesz nas opuścić? – zapytał.
Nie odpowiedziałam.
-Chcesz znów opuścić Jacoba? – ciągnął.
-Przecież on i tak umrze. Co za różnica czy zostanę czy też nie? – odpowiedziałam smutno.
-Jak to umrze? Co ty mówisz Ness? Jacob nie umrze. Już lepiej z nim.
-Nie wierzę ci. Jacob umrze, o… o ile jeszcze nie umarł – wybuchłam płaczem.
Edward przytulił mnie, ale ja wyrwałam się z jego objęć.
-Zostaw mnie! Nic nie rozumiesz! Ja mam cierpieć… - wrzasnęłam. – To moja kara – dodałam już ciszej.
-Poczekasz tu sekundkę? – zapytał mnie.
-Jasne – burknęłam.
Zniknął w lesie, a ja zaczęłam się zastanawiać czemu jeszcze tu siedzę. Czemu nie pobiegłam zrealizować moich planów. Chyba po prostu byłam ciekawa. Po ok. 2 minutach wrócił Edward, ale nie był sam. Przyciągnął ze sobą Jane, Lee i Bellę.
-Po co je tu przyprowadziłeś – chciałam żeby mój głos zabrzmiał łagodnie, niestety mi nie wyszło.
-Nessie. On na pewno przeżyje – zaczęła Leah. -  Carlisle się nim zajął. Dostał dużo jedzenia i picia. Mnóstwo lekarstw. Szybko dojdzie do siebie, ale musisz mu w tym pomóc. Nie możesz wyjechać. Po wyzdrowieniu znowu się załamie i następnym razem może naprawdę umrzeć.
Ja jednak wiedziałam swoje. Musicie wiedzieć, że byłam bardzo uparta. Jeszcze nigdy nie zmieniłam zdania z powodu namów innej osoby. Tak też zrobiłam tym razem. Wiedziałam, że Jacob umrze i wiedziałam, że muszę wyjechać.
-Muszę już iść – powiedziałam. – Mam długą drogę.
-Zostań jeszcze – poprosiła Jane. -  Porozmawiamy, napijemy się herbaty. Pożegnasz się ze wszystkimi jak należy. Przemyślisz wszystko…
Gdyby nie powiedziała ostatniego zdania, pewnie bym została. Ono jednak zdecydowało o moim natychmiastowym wyjeździe.
-Nie potrzebuję czasu do namysłu! Jestem w stu procentach zdecydowana!!! – krzyknęłam.
-Dlaczego nam nie wierzysz? Czy kiedykolwiek wprowadziłam cię w błąd? – zapytała Jane.
-No nie… - zawahałam się. – Ale wiem, że nikt nie chce mojego wyjazdu i chcecie żebym została – dodałam już pewniej.
Nagle z lasu wybiegła Alice z gracją baletnicy. Zatrzymała się przy nas z uśmiechem na ustach. Edward natychmiast pobiegł w kierunku domu. Zaraz za nimi poje przyjaciółki. Alice jednak została. Patrzyła się na mnie z zaciekawieniem.
-Na co czekasz? Biegnij – powiedziała do mnie.
-Gdzie mam biec? – zapytałam zdziwiona.
-No jak to gdzie? Do domu może? – odpowiedziała jeszcze bardziej zdziwiona niż ja.
-A dobra, już idę – wzięłam walizkę i ruszyłam do lasu. – Pa Alice, pożegnaj ode mnie wszystkich…
Alice podbiegła do mnie i powiedziała:
-Ale Renesmee… dom jest w przeciwnym kierunku.
- Ah… Chodzi ci o to żebym wróciła do domu? Jak tak to nie. Na razie, muszę… muszę już iść.
-Tak, musisz iść do Jacoba. Nigdzie indziej.
-JACOB NIE ŻYJE!!! CZY KAŻDEMU MAM TO POWTARZAĆ Z OSOBNA?! – wrzasnęłam najgłośniej jak mogłam.
-Ależ, nie. On żyje.
Kolejna próbowała mi wcisnąć kit.
-Chodź przekonasz się – dodała.
-Tak, pójdę i przekonam się, że miałam rację. Zmarnuję tylko czas.
-Ale nalegam. Proszę zrób to dla Jacoba…
Gdy usłyszałam, że mogę coś jeszcze zrobić dla mojego ukochanego, postanowiłam pójść i się przekonać. Pójść go pożegnać.
-Wygrałaś. Idziemy – powiedziałam smutno.
-Chodź za mną – Alice uśmiechnęła się promiennie.
Całą drogę strasznie się wlekłam. Drogę z naszego domku do willi Cullenów pokonywało się w około minutę. Teraz przybyłyśmy ją w 15. Alice musiała mnie ciągnąć za rękę. Nie rozumiałam dlaczego tak się cieszy. Dlatego, że Jacob umarł czy może dlatego, że zostałam. W końcu stanęłyśmy przed drzwiami. Moja towarzyszka otworzyła je i wprowadziła mnie do środka. Udałyśmy się do gabinetu Carlisla. Alice po raz drugi otworzyła drzwi i wprowadziła mnie do środka. Stanęłam jak wryta na widok… uśmiechającego się do mnie … Jacoba….






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz