Pamiętnik Renesmee Wpis ll
Rozdział 4
Nadszedł
dzień ślubu. Był to dzień, którego nie mogłam się doczekać, a jednocześnie
chciałam przed nim uciec. Dziewczyny (tzn. Alice i Rosalie) ,,znęcały się’’
nade mną 4 godziny. Byłam bardzo wdzięczna Esme, że zaoferowała się, że mnie
umaluje. Później przyszła pora na suknię. Alice zdecydowała, że będzie krótka.
Moim zdaniem wyglądałam śmiesznie, ale wszyscy twierdzili, że jestem
fantastyczna. Już za niecałe 30 minut miałam (razem z Edwardem) iść do ołtarza.
Ręce mi się trzęsły. Nie ze szczęścia, tylko z przerażenia. Tak byłam
przerażona. Zegar tykał bezlitośnie. Mijały minuty, a mnie wydawało się, że
stoję tam zaledwie parę sekund. Wskazówki nieubłaganie zbliżały się do 14. Gdy
w końcu ona wybiła omal nie zemdlałam. I nagle zrozumiałam, że nie jestem
jeszcze gotowa, by wyjść za mąż. Tylko szkoda, że uświadomiłam to sobie dopiero
teraz. Teraz było za późno. Przyszedł Edward. Spojrzał na mnie smutno.
-Ness…. Tak mi przykro – powiedział i wyszliśmy z domu. –
Chcę żebyś była szczęśliwa.
-Wiem tato. Przeproś ode mnie wszystkich. Jacoba…, Jane,
Leah… – poprosiłam i zaczęłam biec do lasu. – Powiedz im wszystkim że….. że
bardzo mi przykro, ale nie mogę tego zrobić. Niech mnie nikt nie szuka. Może…..
może kiedyś wrócę.
Nie słyszałam czy coś odpowiedział. Biegłam i biegłam,
byle jak najdalej od wszystkich. Chciałam być sama. Modliłam się w duchu, żeby
nikomu nie przyszło na myśl mnie gonić. Nie wiadomo kiedy znalazłam się na
,,łące’’. Była to łąka mojego taty i mojej mamy. Uwielbiali spędzać tu czas.
Zatrzymałam się tu, usiadłam na trawie(a właściwie położyłam się) i zaczęłam
płakać. Szybko jednak przestałam, gdyż istniało prawdopodobieństwo, że jednak
mnie gonią. Biegłam dalej i znalazłam się nad morzem. Na klifach. Nie mogłam
dalej biec więc z niego skoczyłam. Wprost w spienione fale. Nie zaczęłam jednak
tonąć, gdyż miałam siłę wampira. Szybko wydostałam się na brzeg i pobiegłam
dalej, do miasta. Dokładnie do Port Angeles. Miałam zamiar znaleźć trochę
pieniędzy, by polecieć do Europy. Prędko znalazłam jakiś bankomat. Uff… co za
szczęście, że w torebce zawsze noszę portfel z setkami kart kredytowych.
Wyjęłam potrzebną sumę i udałam się na pocztę. Chciałam napisać list do
bliskich, żeby się nie martwili. A brzmiał on:
Moi kochani!
Bardzo
mi przykro z powodu mojego zniknięcia, ale uwierzcie mi tak było najlepiej.
Proszę nie szukajcie mnie, bo i tak nie znajdziecie. Muszę pobyć trochę sama.
Może kiedyś do was wrócę. Ciebie Jacob bardzo przepraszam, nie byłam jeszcze
gotowa. Jane tak mi przykro, że twój pierwszy ślub musiał tak okropni wyglądać.
Leah przeze mnie straciłaś szansę na bycie druhną. Przepraszam pozostałych za
całą fatygę. Powinnam wam wcześniej powiedzieć, ale uświadomiłam to sobie
dopiero dzisiaj. Wiedzcie, że was kocham i tęsknię za wami.
Ness
Ps
Nie odpisujcie, bo list i tak do mnie nie dotrze.
Ze łzami w oczach wrzuciłam list do skrzynki. Gdy wyszłam
z poczty, zmieniłam plany. Postanowiłam pojechać do Amazonii odwiedzić Zafrinę,
Sennę i Kachiri. Jak postanowiłam tak zrobiłam….
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz