Pamiętnik Renesmee Wpis ll
Rozdział 6
Zaczęłam
pakować rzeczy, których miałam zresztą niewiele. 15 minut później byłam już na
lotnisku. Nie denerwowało mnie to, że wszyscy się na mnie gapili. W końcu nie
codziennie na lotnisku biega kobieta w sukni ślubnej. Wiedziałam, że z Jacobem
jest coraz gorzej. Przecież on nic nie jadł przez 4 tygodnie… Jeśli on umrze to
będzie to moja wina. Kiedy postanowiłam wyjechać, myślałam tylko o sobie. Kiedy
samolot wylądował pośpiesznie wybiegłam
zostawiając bagaż na lotnisku. Z tego co się orientowałam powinnam była dotrzeć
tam w około 30 minut. Teraz dobiegłam tam w niecałe 10. Zauważyłam Jacoba i
rozpłakałam się. On.., on… On był taki chudy. Boże, to moja wina. Pobiegłam do
niego cała zapłakana. Przytulił mnie i… zemdlał. Zaczęłam krzyczeć, wołać
Edwarda, Bellę, Carlisla, Setha…. Kogokolwiek, byle tylko umiał mu pomóc. Zaraz
po tym przybył Edward, a za nim Quil. Wiedziałam, że zaopiekują się moim ukochanym,
więc pobiegłam do lasu. To wszystko moja wina, nie będę mogła teraz spojrzeć w
oczy nikomu Alice (bardzo polubiła Jacoba), Billemu, Jacobowi. Nie mogę teraz
tam wrócić, wiem, że teraz wszyscy mnie tam nienawidzą. Dobiegłam do łąki i tam
pogrążyłam się w mojej rozpaczy. Byłam w otchłani, z której nie mogłam się
wydostać. W końcu znużona położyłam się i zasnęłam.
Mój sen:
Razem z Jacobem siedzieliśmy na łące ja w sukni ślubnej, on
w garniturze. Wplatał mi kwiaty we włosy i mówił, że mnie kocha. Później
zmienił się w wilka i odbyłam wspaniałą podróż na jego grzbiecie...
Obudził mnie świergot ptaków, wszystko było jak w moim
śnie. Wszystko, oprócz… Jacoba. Nie było go przy mnie. Możliwe, że nie było go
już w ogóle. Nie umiałam teraz uronić choćby jednej łzy. Musiałam cierpieć po
cichu. To było o wiele gorsze od płaczu. No cóż zasłużyłam sobie na taki los…
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuń