piątek, 14 marca 2014

Pamiętnik Renesmee Wpis ll
Rozdział 6
            Zaczęłam pakować rzeczy, których miałam zresztą niewiele. 15 minut później byłam już na lotnisku. Nie denerwowało mnie to, że wszyscy się na mnie gapili. W końcu nie codziennie na lotnisku biega kobieta w sukni ślubnej. Wiedziałam, że z Jacobem jest coraz gorzej. Przecież on nic nie jadł przez 4 tygodnie… Jeśli on umrze to będzie to moja wina. Kiedy postanowiłam wyjechać, myślałam tylko o sobie. Kiedy samolot wylądował pośpiesznie  wybiegłam zostawiając bagaż na lotnisku. Z tego co się orientowałam powinnam była dotrzeć tam w około 30 minut. Teraz dobiegłam tam w niecałe 10. Zauważyłam Jacoba i rozpłakałam się. On.., on… On był taki chudy. Boże, to moja wina. Pobiegłam do niego cała zapłakana. Przytulił mnie i… zemdlał. Zaczęłam krzyczeć, wołać Edwarda, Bellę, Carlisla, Setha…. Kogokolwiek, byle tylko umiał mu pomóc. Zaraz po tym przybył Edward, a za nim Quil. Wiedziałam, że zaopiekują się moim ukochanym, więc pobiegłam do lasu. To wszystko moja wina, nie będę mogła teraz spojrzeć w oczy nikomu Alice (bardzo polubiła Jacoba), Billemu, Jacobowi. Nie mogę teraz tam wrócić, wiem, że teraz wszyscy mnie tam nienawidzą. Dobiegłam do łąki i tam pogrążyłam się w mojej rozpaczy. Byłam w otchłani, z której nie mogłam się wydostać. W końcu znużona położyłam się i zasnęłam.

Mój sen:
Razem z Jacobem siedzieliśmy na łące ja w sukni ślubnej, on w garniturze. Wplatał mi kwiaty we włosy i mówił, że mnie kocha. Później zmienił się w wilka i odbyłam wspaniałą podróż na jego grzbiecie...

Obudził mnie świergot ptaków, wszystko było jak w moim śnie. Wszystko, oprócz… Jacoba. Nie było go przy mnie. Możliwe, że nie było go już w ogóle. Nie umiałam teraz uronić choćby jednej łzy. Musiałam cierpieć po cichu. To było o wiele gorsze od płaczu. No cóż zasłużyłam sobie na taki los…








1 komentarz: