środa, 23 kwietnia 2014

Pamiętnik Renesmee Wpis V
Rozdział 4
       Dwa tygodnie później, o świcie wybrałam się na spacer. Musiałam pomyśleć i przygotować się na dzień, którego wcale nie chciałam. Chodzi mi oczywiście o dzień naszego ślubu. Chodziłam po lesie w poszukiwanie jakiegoś cichego i spokojnego miejsca, w którym mogłabym spokojnie pomyśleć. W końcu natrafiłam na łąkę usianą różowymi i fioletowymi kwiatami. Było tam naprawdę pięknie . Usiadłam na trawie i zaczęły się moje rozmyślania. Po około trzech godzinach postanowiłam wrócić do domu, w którym czekały na mnie Jane i Leah. Parę dni wcześniej wybrałyśmy się do Seattle, by kupić suknie ślubne. Gdy dotarłam do domu wszystkie moje wątpliwości znikły. Uznałam, że to będzie najpiękniejszy dzień mojego życia i nic go nie zepsuje.
- Ness, gdzie byłaś?!  - zawołała Jane. – Czekałam na ciebie!
-Byłam… byłam na spacerze – odpowiedziałam.
-Chodź, musimy się przygotować. Leah poszła powiadomić Cullenów.
Całą nasza szóstka ( tzn. ja, Jake, Jane, Leah, Ferri i Felix) postanowiła, że rodzina zostanie o wszystkim poinformowana w dniu ślubu. Chcieliśmy uniknąć ich pomocy, a w szczególności Alice i Rose.  Kiedy wróciła Lea, zaczęły się przygotowania. Włożyłyśmy suknie oraz akcesoria. Kilka godzin później byłyśmy gotowe. Wcześniej zaproponowałam żebyśmy przyłożyły miejsce ślubu na łąkę, którą odkryłam rano. Oczywiście się zgodziły. Wszystko było już gotowe i wszyscy czekali tylko na nas. Nagle obleciał mnie strach, że popełnię swój błąd z przed laty. Musiałam to zrobić, musiałam dać radę. Dla Jacoba, dla Sophie, dla Jasona, dla siebie… W końcu w czerwono – białych sukniach zaczęłyśmy kroczyć do ołtarza. Czekali tam na nas nasi narzeczeni, którzy już za chwilę mieli stać się naszymi mężami. Ceremonia przebiegła zgodnie z planem. Później na weselu bawiłam się świetnie. W pewnym momencie podszedł na nas Jason razem z Gabi.
-Mamo, tato postanowiliśmy się pobrać – oznajmił nasz syn.
-Eheee… no to super… - wyjąkałam sztucznie się uśmiechając.
-Tak, wręcz cudownie. Przepraszam za Ness, jest trochę zestresowana naszym ślubem. My może już pójdziemy – wybrnął z sytuacji mój mąż.
-Tak, jasne idźcie – powiedział trochę zawiedziony Jason.
Gdy byliśmy już na uboczu zapytałam:
-Jak to się pobierają?! Oni znają się zaledwie trzy tygodnie!!!
-Nie denerwuj się. Też mi się to nie podoba, ale Jason jest już dorosły. Tobie Bella w niczym nie przeszkadzała.
-No w sumie racja, ale ja cię przecież znałam odkąd się urodziłam!!!
-Doskonale cię rozumiem, ale pozwól im się pobrać. Wyglądają na szczęśliwych.
-Niech ci będzie, ale robię to tylko dla ciebie.

Parę dni później…


W końcu nadszedł dzień ślubu mojego syna i Gabrelli. Nie podobała mi się suknia ślubna jaką sobie wybrała. Była ona czarna. Dlaczego ja się dziwię? Przecież Gabi jest Gotką. Przez te kilka dni przekonałam się co do wybranki Jasona i uważałam, że będzie doskonałą żoną. Ceremonia przebiegła bez komplikacji. Wszyscy doskonali bawili się na weselu. Gabi była zachwycona dodatkiem do prezentu ślubnego. Mianowicie były to trzy Gotyckie suknie. Po zakończonej imprezie Gabriella i Jason udali się do swojego domu. To był właśnie prezent ślubny od nas…
Łąka, na której rozmyślałam

Łąka, na której rozmyślałam

Łąka, na której rozmyślałam

Leah, Jane i ja 

Gabiella w swojej sukni ślubnej

Prezent ode mnie i Jacoba 

Prezent ode mnie i Jacoba 

Gabi w jednej z sukni

 
Dom Gabi i Jasona 

poniedziałek, 7 kwietnia 2014

Pamiętnik Renesmee Wpis V
Rozdział 3
            Po rozmowie z synem poprosiłam Jacoba żeby pomógł mi przygotować pokój dla Gabrielli. Tak naprawdę miałam ochotę porozmawiać z nim na osobności.
-Kochanie, nie uważasz, że Jason zachowuje się trochę nieodpowiedzialnie? – zapytałam.
-Daj mu spokój, niech robi co chce. Skupmy się na sobie trochę. Może byśmy się w końcu pobrali?
-Dobry pomysł. Przepraszam cie to przeze mnie. Cały czas z tym zwlekałam, ale teraz w końcu może się odbyć nasz ślub.
-Hej, nie przepraszaj mnie. Tylko pamiętaj ani słowa Alice czy Rosalie.
-W życiu – zaśmiałam się.
W końcu zeszliśmy na dół weselsi niż zwykle. Jakby się dobrze zastanowić to od czasu gdy urodziłam Jasona i Sophie prawie w ogóle nie spędzaliśmy razem czasu.
-O matko, czy coś się stało? – zapytał mój syn. – Kiedy wy ostatnio się razem śmialiście?
-A stało się, stało – powiedział mój narzeczony. – Pobieramy się.
-No nareszcie. Powinniście to zrobić siedem lat temu, ale lepiej późno niż wcale.
W końcu Jason postanowił wyjść z Gabi na spacer. Mój ukochany za to poszedł do Ferri’ego, by obejrzeć jakiś ważny mecz. Ja nie miałam ochoty ruszać się z domu, więc włączyłam sobie telewizor, ale nie znalazłam nic ciekawego. Zaczęłam myśleć o ślubie. Czułam się tak jakbym o czymś zapomniała. No tak przecież dziewczyny (tzn. Jane i Leah) nic nie wiedzą. Natychmiast popędziłam do domu Felixa i Lei, bo z tego co mi się wydawało umówiły się tam na dzisiaj.
-Hej dziewczyny – powiedziałam, gdy w końcu już tam dotarłam.
-Cześć, czy cos się stało Ness? – zapytała Jane.
-Nie… To znaczy tak… Pobieramy się
-Ojej to cudownie. Właśnie rozmawiałam z Leą o tym, że my również postanowiłyśmy wyjść za mąż. Leah za Felixa, a ja za Ferri’ego.
-Planowałyśmy zrobić podwójne weseli, ale może będzie potrójne jeśli się zgodzisz – wtrąciła Leah.
-No jasne, że się zgadzam. Już nie mogę się doczekać.
Przez resztę wieczoru nie rozmawiałyśmy o niczym innym. Tzn. Leah i Jane i tym gadały, a ja tylko przytakiwałam. Myślami byłam parę lat wstecz, kiedy to uciekłam z przed ołtarza i o mało co nie zabiłam Jacoba. Bałam się, że znów spanikuję i że tym razem nie skończy się to dobrze dla nikogo. Oczywiście niepotrzebnie się zamartwiałam, gdyż ślub odbył się bez większych komplikacji i niemiłych niespodzianek…


Ja, Jane i Leah 

piątek, 4 kwietnia 2014

Pamiętnik Renesmee Wpis V
Rozdział 2
       Nasze dzieci szybko rosły. Już w wieku 7 lat można było je uznać za dorosłe. Mieli szczęśliwe dzieciństwo, wszyscy (Sophie, Jason, Matt i Sell) razem spędzali każdą wolną chwilę. Z wiekiem jednak moja córka wolała być sam na sam z Mattem. Doskonale to rozumiałam. Jason natomiast niezbyt lubił Stelli. Jako małe dzieci pokłócili się o coś, a uraz do siebie został do teraz. Mój syn swój wolny czas spędzał więc ze mną. Rozmawialiśmy, chodziliśmy na polowania, żartowaliśmy. Często też oglądaliśmy albumy ze zdjęciami. Podczas jednego z naszych wspólnych  polowań Jason zobaczył dziewczynę. Z tego co mi się wydawało była Gotką. Dziewczyna przechadzała się po lesie, ale chyba nas nie widziała. Jason wyglądał jakby zobaczył Ósmy Cud Świata. Cicho westchnął. Dziewczyna słysząc to szybko wstała, spojrzała na nas i uciekła. Musiała więc być wampirem. Gdy wracaliśmy do domu, mój syn zapytał :
-Mamo, jak myślisz dlaczego ona uciekła?
-Nie wiem, ale proszę cię nie próbuj jej szukać…
-Jasne, głupi nie jestem 
Nie dotrzymał jednak słowa. W nocy usłyszałam, że wychodzi. Nie budząc Jacoba weszłam za nim do lasu. Tak jak się spodziewałam poszedł do miejsca, w którym spotkaliśmy rano dziewczynę. Zaczął szukać po okolicy jakiegoś domu. W końcu znalazł willę oddaloną o 30 km od naszego domu. Zdziwiłam się, żę wcześniej ich tu nie widziałam, przecież ten dom stał tu odkąd pamiętam. Może dopiero co się wprowadzili. W każdym razie Jason podszedł do drzwi i delikatnie zapukał. Otworzyła mu ta sama dziewczyna, którą spotkaliśmy w lesie.
-Hey, my się znamy? – zapytała.
-Yyyy…. Nie, raczej nie – odpowiedział mój syn.
-Więc czego tu chcesz?
-Z tego co widzę to mieszkasz tu od niedawna…
-Tak, wczoraj się wprowadziłam.
-Jesteś wampirem, prawda? Tak jak moja rodzina…
Miałam ochotę teraz do niego pobiec i się na niego wydrzeć, ale wolałam zostać tu gdzie stałam i posłuchać ich rozmowy.
-Tak… - odpowiedziała wolno. – Skąd wiesz?
-Mówiłem już, że moja rodzina to też są wampiry.
-Jestem Gabriella.
-Jason – przywitał się mój syn. – Miło mi cię poznać.
-Mi również. Może wejdziesz do domu to porozmawiamy?
-No nie wiem. Moi rodzice nie wiedzą, że tu jestem. Będą się martwić…. Ale, no dobra wejdę tylko na chwilę.
Kiedy wszedł do willi Gabrielli to nie mogłam już słuchać ich rozmowy. Postanowiłam więc wrócić do domu. Gabriella wyglądała na porządną dziewczynę. Może to właśnie ona będzie wielką miłością Jasona? Tego nie wiedziałam, ale mogłam mu pomóc znaleźć przyjaciółkę. Rozmyślałam tak przez całą noc, a rano nie zdziwiłam się kiedy do naszej sypialni wszedł Jason i Gabriella. Oboje trzymali się za ręce i uśmiechali do siebie.
-Mamo, tato to jest Gabriella Osment. Jest wampirem i niedawno wprowadziła się do tej willi niedaleko od nas. Czy… Czy ona mogłaby zamieszkać z nami? – zapytał nas syn.
-Bardzo nam miło i myślę, że Gabriella mogłaby tu mieszkać. Przygotuję jej jakiś pokój, a ty….. –zaczęłam.
-To nie będzie potrzebne. Gabi będzie ,,spać’’  u mnie – przerwał mi Jason.
-Kochanie – zwróciłam się do Jacoba, który przed chwilą się obudził – zaprowadź gościa do salonu, a my (tzn, ja i nasz syn) zaraz przyjdziemy.
Kiedy wyszli zapytałam:
-Obiecałeś mi coś rano…
-Przepraszam mamo, ale ona nie dawała mi spokoju. Nie mogłem zasnąć, a bardzo chciałem ją poznać.
-Ale przecież mogła ci coś zrobić… W lesie mogliby być Volturi  lub ktoś inny kto nie życzy nam dobrze…
-Ale przecież byś mnie obroniła. Cały czas szłaś za mną – zaśmiał się Jason.
-Wiedziałeś? – zapytałam zdziwiona.
-No jasne, że tak. Przecież mam taki sam nos jak ty i znam twój zapach…
-No dobrze to ci wybaczę. Ona nie może mieszkać u ciebie w pokoju. Znasz ją zaledwie kilka godzin, poczekajcie z tym jeszcze. Dajcie sobie czas na poznanie się.
-Ale mamo, ja wiem, że to ta jedyna. Lepszej nie znajdę…
-Dobrze zamieszkać może, ale pokój dostanie swój. Dam jej ten obok ciebie, więc będziecie tak jakby razem mieszkać
Zyskaliśmy więc współlokatora. Wszystko byłoby idealnie gdyby nie była Gotką. Nie za bardzo lubiłam goth. Ale cóż, w końcu to miała być wielka miłość mojego Jasona…


Gabriella Osment 

Willa Gabrielli 

Gabriella Osment 

Gabriella Osment 

czwartek, 3 kwietnia 2014

Pamiętnik Renesmee Wpis V
Prolog
Śmierć osoby, którą kochasz odbiera ci chęć życia. Chcesz przestać istnieć. Nie czuć bólu po stracie. Zapomnieć…
Rozdział 1
       Jestem szczęśliwą matką dwójki dzieci. Tak urodziłam bliźniaki: chłopca i dziewczynkę. Dzisiaj właśnie mija trzeci dzień od porodu, a oni wyglądają już jak paromiesięczne dzieci. Jacob doskonale spisuje się w roli ojca. To jest właśnie rodzina jakiej zawsze pragnęłam: ja, mój ukochany i nasze dzieci. Jestem taka szczęśliwa. Jason i Sophie (imiona moich dzieci) będą mieli się z kim bawić, gdyż Jane i Leah również urodziły dzieci. Rozmyślałam właśnie jak wyglądałoby moje życie bez Jacoba, moich pociech oraz przyjaciół. Byłoby bezbarwne, nudne przynajmniej ja tak myślę. Z zamyślenia wyrwał mnie Jacob.
-Ej, ziemia do Ness – zawołał i zaczął mi machać ręką przed twarzą.
-Co?! – zapytałam.
-Mówiłem, że dzieci są głodne. Trzeba iść na polowanie. Mam pójść czy ty chcesz?
-Ja pójdę.
Wyszłam z domu i pobiegłam do lasu. Jak zwykle wzięłam dwie buteleczki na mleko, a raczej mleko powinno tam być, ale Jason i Sophie woleli krew. Zapolowałam też dla siebie. W końcu wróciłam do Jacoba. Nakarmiliśmy dzieci, a one po kilku minutach zasnęły. Postanowiłam zadzwonić do Jane.
-Halo, o hej Ness – odezwała się moja przyjaciółka, gdy odebrała telefon.
-Cześć kochana. Co powiesz na to żebyśmy się gdzieś spotkały w trójkę tzn ja, ty i Leah? – zapytałam.
-Świetny pomysł. Może wpadniecie do mnie za jakąś godzinkę?
-No jasne. Do zobaczenia. Zadzwoń do Lei.
-Okej. Do zobaczenia.
Odłożyłam telefon na półkę i poszłam do sypialni, w której znalazłam Jacoba.
-Kochanie, idziemy dzisiaj do Jane i Ferri’ego – powiedziałam.
-A kiedy będziemy mieć czas dla siebie? Albo dzieci albo przyjaciółki. A ja? – zapytał z pretensją.
-Mało miałam dla ciebie czasu na naszej wyspie?
-Nie, ale tu też mogłabyś się postarać.
-Bo ja się nie staram. Mam wszystkich w nosie. Cały czas tylko siedzę i gapię się w TV i nic nie robię. Nie spędzam z tobą w ogóle czasu. Ja nawet z tobą nie rozmawiam. Tak? – wydarłam się na niego i wyszłam. 
-Ness!!! Stój!!! – krzyknął. – Przepraszam.
Podbiegł do mnie i mnie przytulił.
-Przepraszam… - szepnął. – Chodźmy.
-Ale gdzie? – zapytałam zdziwiona.
-No jak to gdzie? Do Jane i Ferri’ego.
-No tak jasne, chodźmy – powiedziałam.
Wzięliśmy Sophie i Jasona ze sobą. To miało być nasze (tzn moje, Jane i Lei) pierwsze spotkanie od czasu porodu. Ja nawet nie wiedziałam jaką płeć mają ich dzieci. W końcu doszliśmy. Zapukałam do drzwi i już po paru sekundach w drzwiach zobaczyłam Ferri’ego.
-O hej! Wchodźcie – powiedział. – Leah i Felix już są .

Okazało się, że Jane urodziła chłopca imieniem Matthew, a Leah dziewczynkę, którą nazwali (Leah i Felix) Stella. Wszyscy byliśmy szczęśliwi. Nasze dzieci szybko rosły. Kiedy Jason podrósł był taki jak ja. Był pół człowiekiem pół wampirem. Nie zmieniał się w wilka. Sophie, Matt (skrót od imienia Matthew) i Sell (skrót od imienia Stella)  byli pół wampirami i pół wilkami. Tak jak w moim przypadku, dzieci w wieku 7 lat wyglądały jak osoby dorosłe. Jak już wspomniałam wszyscy byliśmy szczęśliwi. Ale czy szczęście może trwać aż tak długo?


Stella 

Sophie i Jason 

Matthew 

Sophie 

Stella

Jason 


Matthew

wtorek, 1 kwietnia 2014

Pamiętnik Renesmee Wpis IV
Rozdział 6
            Przez ostatni tydzień można powiedzieć, że było nudno. Nie było żadnych niespodziewanych wizyt, nowych członów rodziny lub Watahy oraz nie było kolejnych wpojeń. Wszyscy żyli tak samo jak przed przybyciem do Forks Felixa i pierwszą przemianą Ferri’ego. Ten drugie zmieniał się w pięknego śnieżnobiałego wilka. Wszyscy uważali, że jego sierść jest białą z powodu jego blond włosów. Ferri, tak samo jak Felix i Leah, zamieszkał razem z Jane w jednym domu. Oni również wyglądali na bardzo szczęśliwych.
            Siedziałam razem z resztą Cullenów w salonie. Rozmawialiśmy o wydarzeniach z minionego tygodnia. Nagle Edward parsknął śmiechem. Nie musiałam długo czekać na moje pytanie ,,Co???’’, ponieważ do domu wpadła Leah (od drzwi frontowych) oraz Jane (od drzwi tylnych). Obie stanęły na środku pokoju i wykrzyknęły równocześnie:
-Jestem w ciąży!!!
Spojrzały na siebie zdziwione i zapytały znów w tym samym czasie:
-Ale jak to?!
Wszyscy oprócz Lei i Jane parsknęli śmiechem.
-No co?! – zapytała oburzona Jane.
-Nic, nic – odpowiedział jej Carlisle, ale dopiero po paru minutach. – Chodźcie do mojego gabinetu. Zbadam was.
Po zrobieniu badań okazało się, że dziewczyny miały rację. Były takie szczęśliwe. Obie miały urodzić hybrydy. Okazało się jeszcze, że w obu przypadkach planowany jest ślub. Alice i w tym przypadku nie widziała hybryd. Potrafiła jedynie określić płeć dziecka. Jane i Ferri’emu miała się urodzić córeczka, którą zamierzali nazwać Stella, a Lei i Felixowi syn – Matthew. Cieszyłam szczęściem całej czwórki.

Kilka tygodni później…
            Jane i Leah wyglądały już jak kobiety w 8 miesiącu ciąży. Były bardzo szczęśliwe, gdyż niedługo miały urodzić swoje dzieci. Dziewczyny praktycznie mieszkały u nas. Tak samo Ferri i Felix. Jeszcze rok temu nie uwierzyłabym gdyby ktoś mi powiedział, że dzisiaj będziemy siedzieć w salonie razem z ciężarną Jane i Leą , Felixem, Ferrim. Wyśmiałabym go wtedy, a jednak wszystko jest możliwe.
-Ferri, pamiętasz mamy do załatwienia parę spraw, chodźmy – powiedział Felix.
-Tak, chodźmy. Niedługo wrócimy – odpowiedział Ferri.
Po ich wyjściu stanęliśmy wokół kanapy, na której siedziały Jane i Leah. Rozmawialiśmy o imionach dla dzieci, bo Rosalie oczywiście one nie odpowiadały. Moje zmysły zarejestrowały jakiś ruch, ale nie odwróciłam się żeby zobaczyć co to. Nagle ten ktoś kto wszedł chrząknął. Odwróciłam się, zobaczyłam Nessi i Jacob.
-Hej Ness. Hej Jake – powiedziałam i znów odwróciłam się przodem do kanapy.
Nagle Edward poprosił nas żebyśmy wszyscy odsunęli się od kanapy. Nie wiedząc po co zrobiliśmy to. Dopiero gdy dobrze przyjrzałam się mojej córce to zorientowałam się, że ona także jest w ciąży. Ona jednak nie patrzyła na mnie. Parzyła szeroko otwartymi oczami na kanapę. Na Leę i Jane.

Kochani tym rozdziałem kończę IV wpis w tym pamiętniku. Kolejne już będą należeć do mojej córki. Mam nadzieję, że podobała wam się historia Lei i Felixa oraz Jane i Ferri’ego. Pozdrowienia dla wszystkich czytelników.


Ferri jako wilk

Ferri jako wilk

Leah i Jane 

Renesmee, Leah i Jane 




sobota, 29 marca 2014

Pamiętnik Renesmee Wpis IV
Rozdział 5
       Ferri  razem z Samem widząc moją minę zaczęli się śmiać.
-Żartowałem – wykrztusił nowy członek watahy.
Zaczęłam się śmiać razem z nimi.
-Oj Bells, żebyś mogła zobaczyć swoją minę – powiedział w końcu Sam.
-Czy to ty go do tego namówiłeś? – zapytałam.
-Nie, Ferri sam na to wpadł. Ja tylko pokazałem mu jak ma na ciebie popatrzeć.
-Zapomniałam, że mam do czynienia ze stadem wilków – zaśmiałam się. – A ten bałagan?
Znowu śmiech.
-To dla zabawy – powiedział Ferri.
-Mam nadzieję, że nie masz żadnych wybuchów złości…
-Nie ma, możesz spokojnie przyprowadzić Jane, jeśli tylko chcesz… - odpowiedział Sam.
Poszłam więc po moją przyjaciółkę. Wiedziałam, że też lubiła poznawać nowe osoby, ale jak już wspomniałam bała się młodych wilków. Zastanawiałam się czy Jane ,,załatwiła’’ już swoje sprawy i wróciła do domu. Parę sekund później zapukałam do jej drzwi. Otworzyła mi prawie natychmiast, tak jakby stała przy tych drzwiach. Ale mniejsza o to.
-Jane, chodź ze mną poznać Ferri’ego – powiedziałam.
-Ale, przecież wiesz, że się boję – odpowiedziała zawstydzona.
-Czego się boisz? Tego, że cię zaatakuje? Przecież jesteś wampirem.
-No w sumie masz rację. Dobra idziemy.
Pobiegłyśmy szybko do lasu. Nie mogłam nadążyć za swoją przyjaciółką. Cieszyłam się, że nagle przekonała się do młodych wilków. Będzie miała teraz więcej przyjaciół. Moim zdaniem Jane była samotna. Ona potrzebowała współlokatora w swoim wielkim domu. W głębi duszy pragnęłam, by dzisiejszego wieczoru Ferri przeżył swoje wpojenie. Był , by idealny dla Jane. Byli w tym samym typie. W końcu doszłyśmy na polanę na, której była cała wataha (oprócz Jacoba).  Jane zatrzymała się, ale ja poszłam kawałek dalej, żeby stanąć pomiędzy nią a wilkami. Jednym okiem obserwowałam przyjaciółkę, a drugim Ferri’ego. Moje marzenie zostało spełnione, gdy młody wilk podbiegł do Jane, bez słowa wziął ją na ręce i pobiegł do lasu,  zapewne wszystko wyjaśnić. Jakby się dobrze zastanowić to w ciągu jednego tygodnia odbyły się dwa wpojenia…



Ferri wyjaśnia wszystko Jane 

Jane i Ferri nad jeziorem

piątek, 28 marca 2014

Pamiętnik Renesmee Wpis IV
Rozdział 4
            Weszliśmy do dużego i przestronnego pokoju. Na kanapie siedziała wyraźnie zdenerwowana, zmartwiona lub też może zdezorientowana kobieta, którą Sam zapytał:
-Witam pani Carter, czy Ferri jest w domu?
-Nie ruszał się stąd od wczorajszej nocy-powiedziała i zadrżała na dźwięk dwóch ostatnich słów.
Poprzedniej nocy zapewne miała miejsce pierwsza przemiana Ferri’ego w wilka. Nie byłam nigdy przy takim wydarzeniu, ale moim zdaniem to było normalne, że bała się teraz nieco swojego syna. Sam poprowadził mnie schodami na górę do pokoju na samym końcu długiego i strasznie wąskiego korytarza. Mój kompan zapukał do drzwi, a gdy nikt nie odpowiedział po cichu je odworzył i przeszedł przez próg. Na łóżku spał Ferri. Spał.
-To ja przyjdę później – powiedziałam.
-Dobra, zadzwonię do ciebie – zgodził się Sam.
Zbiegłam szybko po schodach. I chyba zrobiłam to aż za szybko, bo przechodząc przez salon zobaczyłam minę pani Carter. Zatrzymałam się i powiedziałam:
-Przepraszam jeśli panią wystraszyłam. Naprawdę nie miałam takiego zamiaru.
-Nie szkodzi. Ale jaki cudem zbiegłaś tak szybko zbiegłaś po schodach. Wyglądałaś jak… jak… jak zjawa. O Boże… Dziecko kochane nie było innych soczewek w sklepie?
Zapomniałam, że nadal miałam czerwone oczy. Wprawdzie były one już bardzo ciemne, ale ludzie nadal widzieli ich czerwień.
-To nie są soczewki – odpowiedziałam zmieszana.
-Jak to nie? Ludzi nie mają czerwonych oczu – stwierdziła zdezorientowana.
-Widzi pani, na świecie nie żyją tylko ludzi. Poprzedniej nocy dowiedziała się pani o istnieniu wilkołaków. Czy tak?
-Tak, ale proszę mów mi Lily.
-Dobrze, więc istnieją inne istoty poza ludźmi i wilkołakami. Mianowicie wampiry.
-Wampiry?
-Tak. Znasz Cullenów? – zapytałam.
-Znam doktora Carlisla. Wiem, że ma żonę i pięcioro adoptowanych dzieci. Z tego co wiem to nazywasz się Bella i jesteś żoną jednego z nich. Ale co oni mają do wampirów?
-Widzisz Lily, my (tzn. Cullenowie) jesteśmy wampirami. Ja jestem nowa dlatego mam jeszcze czerwone oczy. Z czasem zrobią się one miodowe. To dlatego tak szybko zbiegłam tak szybko po schodach. Wampiry maja wyostrzone zmysły. Jesteśmy bardzo silni. Nie śpimy. Jesteśmy zimni i twardzi. Żywimy się krwią.
Opowiadałam Lily jeszcze pół godziny o nas (tzn. wampirach) i o naszych zwyczajach. W końcu postanowiłam wrócić do domu. Wiedziałam, że Edward pewnie się martwił. Pożegnałam się ze swoją nową przyjaciółką i wysłałam z jej domu. Po drodze zapolowałam jeszcze, gdyż natrafiłam na dorodną pumę. Gdy wróciłam do domu zobaczyłam stojącego przed nim Edwarda.
-No hej. Fajnie, że wróciłaś – powitał mnie. – Dzwonił Sam do mnie , bo podobno nie mógł się do ciebie dodzwonić.
-Co mówił? – zapytałam.
-O jakim Ferrim, który się obudził. Rozumiesz coś z tego?
-Tak, wybacz musze lecieć – powiedziałam i zaczęłam biec w stronę lasu. – Niedługo wrócę.
Usłyszałam jeszcze jak mój mąż mruknął:
-Tak jasne. Fajnie, że porozmawialiśmy.
Biegłam dalej i już po chwili byłam w domu Lily i Ferri’ego. Bardzo się cieszyłam, że mogę go poznać. Ostatnio polubiłam zawierać nowe znajomości. Zapukałam do drzwi, a otworzyła mi je Lily i zaprowadziła mnie do pokoju Ferri’ego. Zdawało mi się, że weszłam do zupełnie innego pomieszczenia niż przed dwiema godzinami. Cały pokój był wywrócony do góry nogami. Widocznie Ferri, który siedział na łóżku pokłócił się z Dama, który siedział obok niego.
-Hej – powiedziałam.
Ferri odwrócił się przodem do mnie i spojrzał na mnie taki wzrokiem jakim Leah spojrzała na Felixa zaledwie kilka dni temu. Strasznie się przeraziłam. Czyżby Ferri przeżył właśnie swoje wpojenie…?!



Lily Carter

Moja dorodna puma